wtorek, 18 września 2012

Rozdział 4

Sobota! Jedyny dzień, w który mogę się wyspać. Z radością otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek- była 11.27, nowy rekord- zaśmiałam się sama do siebie i podniosłam się z łóżka. Wyszłam na korytarz i skierowałam się do łazienki gdzie, nie śpiesząc się umyłam zęby, wzięłam długą kąpiel i wyprostowałam włosy. Następnie udałam się do garderoby i wybrałam to ubranie, bo nigdzie nie miałam zamiaru wychodzić.
Gotowa zeszłam na dół, ale nigdzie nie było Brendy.
- Gdzie ona jest?!- chodziłam po całym domu, ale gosposi nigdzie nie widziałam. Nagle usłyszałam, że ktoś wchodzi do domu. Szybko pobiegłam w tamtym kierunku i zobaczyłam... Amy i Dylan'a!(ona była ubrana w to, a on w to)
- Co wy tu...
- Wszystkiego najlepszego!!!- wydarli się jakbym stała co najmniej kilometr od nich.
- Co?!- spytałam, bo nie wiedziałam o co im chodzi.
- Oj, głupia. Widać jaką masz dobrą pamięć- westchnęła Amy- przecież jeszcze dwa dni temu o tym rozmawiałyśmy.
- No tak, zapomniałam, przepraszam- wygłupiłam się totalnie. Przecież nawet dzwoniłam do taty.
- Nie musisz przepraszać- odezwał się chłopak- lepiej otwórz swój prezent ode mnie.
- Ode mnie też- wtrąciła Amy i rodzeństwo podało mi dwa pudełka. Najpierw zajrzałam do tego od Amy. W środku były prześliczne kolczyki, no po prostu cudne.
- O jejku, dziękuję. Są piękne- podziękowałam i przytuliłam przyjaciółkę. Kiedy ją puściłam, otworzyłam pudełeczko od Dylan'a. A w środku... prześliczna bransoletka.
- O Boże...- tylko tyle byłam w stanie wydusić.
- Nie podoba ci się?- zapytał Dylan, który nagle posmutniał.
- Żartujesz!!!- pisnęłam- Jest przepiękna, po prostu, ahhh...- rozpłynęłam się.
- Cieszymy się, że prezenty ci się podobają- dopowiedziała Amy.
- Podobają to mało powiedziane, a teraz przejdźcie do salonu, a ja idę zjeść szybkie śniadanie- zaśmiałam się.
- Nie śpiesz się- odpowiedzieli równocześnie i spojrzeli na siebie ze złością w oczach, a ja tylko się zaśmiałam i weszłam do kuchni.
Zjadłam tylko jakiś jogurt i dołączyłam do moich Skarbów.
- A gdzie jest Brenda?- zapytała Amy kiedy tylko weszłam do pokoju.
- Sama chciałabym to wiedzieć- odpowiedziałam, siadając na kanapie. Klapnęłam obok Dylan'a, który objął mnie ramieniem i cmoknął w policzek. Ja uśmiechnąłem się do niego i oddałam buziaka w te jego słodkie usteczka. Mmm... Delicje :P
- Cicho!- krzyknęła Amy- Ja tu próbuję oglądać ten oto zacny program o rozmnażaniu się bezkręgowców!
Popatrzyłam na nią ze zdziwieniem podobnie jak Dylan i cała nasza trójka wybuchnęła śmiechem. W tym momencie do pokoju weszła Brenda.
- Co tu tak wesoło?- zapytała, przechodząc do kuchni. W rękach trzymała wielkie, białe pudełko.
- Amy udaje, że jest mądra- zaśmiał się Dylan, a siostra trzepła go w ramię.
- Skoro wolicie się wygłupiać, zamiast spróbować tego- wskazała na pudełko- to nie będę wam przeszkadzać...
- Nie!!!- krzyknęliśmy jak na trzy, cztery... i dobiegliśmy do stołu, gdzie owe pudło stało. Brenda zdjęła pokrywkę, a naszym ślepiom ukazał się wielki tort urodzinowy.
- O...
-Mój...
-Boże...
Taka była reakcja kolejno: Dylan'a, Amy i moja.
- Dzięki, dzięki, dzięki- podbiegłam do gosposi i ucałowałam ją.
- Ależ nie ma za co i przepraszam, że nie było mnie cały ranek, ale musiałam się gdzieś zaszyć, aby upiec ten tort- teraz już wiem, czemu nie mogłam jej znaleźć.
- Nie masz za co przepraszać, świetnie daliśmy sobie radę, prawda dziewczyny?- zapytał Dylan, na co ja przytaknęłam, a Amy... Właśnie, gdzie jest Amy?!
- Pycha...- usłyszałam zza pleców. Odwróciłam się i zobaczyłam jak moja przyjaciółka zjada mój własny tort!!!
- O ty... Nawet się nie podzielisz?!- Dylan od razu do niej dołączył, a ja i Brenda śmiałyśmy się z nich wniebogłosy. Jak ja kocham tą dwójkę.
- A kiedy będzie tata?- zapytałam gosposię, kiedy tylko się opanowałam.
- Rozmawiałam z nim wczoraj wieczorem i mówił, że przyjedzie około 18.00- odpowiedziała Brenda, zabierając rodzeństwu wypiek sprzed nosa.
- Buuuu...- Amy w momencie zaczęła jęczeć. Ja kochałam kuchenne wypieki Brendy, ale ona je wielbiła, chociaż nie było tego po niej widać. Brenda pokroiła tort na cztery kawałeczki i rozdała każdemu po jednym. Muszę przyznać, że to było przepyszne. Nie, nie przepyszne! FENOMENALNE!!! Tak, to odpowiednie słowo.
Kiedy się najedliśmy i porozmawialiśmy o błahych sprawach, spojrzałam na zegarek- była 16.30.
- Za półtorej godziny przyjedzie tata- powiadomiłam.
- To ja trochę tu ogarnę, a ty idź się przyszykować na przyjazd ojca, bo w końcu dawno go tu nie było. Tylko bądźcie w salonie przed 18.00!- no tak... Tata bywał w domu na prawdę rzadko, a po śmierci mamy prawie wcale. Odwiedzał mnie może raz, dwa razy na miesiąc, ale ostatnio widziałam go chyba na koniec roku szkolnego, czyli ponad cztery miesiące.
- Kayla, żyjesz?- Amy machała mi ręką przed oczami- chodź, pomogę ci się przyszykować.- powiedziała i pociągnęła mnie w stronę schodów na górę.
Przyjaciółka wepchnęła mnie do łazienki, a sama poszła do mojego pokoju, nie mam pojęcia po co. Podeszłam do lustra i spojrzałam w swoje odbicie.
- 18 lat. Kto by pomyślał- zaśmiałam się i zwróciłam się w stronę prysznica. Rozebrałam się i weszłam pod strumień ciepłej wody. Rozkoszowałam się nią chwilę, a potem zaczęłam mydlić swoje ciało. Następnie porządnie je opłukałam i czyściutka wyszłam spod prysznica. Wytarłam się i zarzuciłam na siebie tylko szlafrok.
Wyszłam z łazienki i udałam się do pokoju, a to co tam zobaczyłam po prostu mnie rozbawiło, a mianowicie moja przyjaciółka siedziała przy biurku i oglądała moje szkice.
- No nie mogę...
- Ale, że co?- spytała lekko zdziwiona.
- Nie masz nic lepszego do roboty? Ja tu stoję w samym szlafroku i czekam aż pomożesz mi wybrać ciuchy, a ty lampisz się na moje szlaczki?!
- Jeśli to są szlaczki to ja jestem smerfem- powiedziała z oburzeniem i skierowała się w stronę garderoby. Dołączyłam do niej.
- Może to?- zapytała po 15 minutach podając mi wieszak, na którym wisiały ubrania.
- Ok, skoro mówisz, że będą odpowiednie na tą okazję to czemu nie- uśmiechnęłam się do niej i pobiegłam do łazienki.
Ubrałam to co wybrała dla mnie Amy i wyszłam na korytarz.
- To teraz fryzura i mały makijaż- zaśmiała się Amy, która stała centralnie pod drzwiami. Nie powiem, wystraszyłam się...
Znowu zostałam zaciągnięta do łazienki. Amy posadziła mnie na krześle, a sama zaczęła dobierać odpowiednie kosmetyki.
Po długim szukaniu, w końcu zaczęła mnie malować, a po 20 minutach spięła mi włosy w koka i mogłam spojrzeć w lustro. Wyglądałam pięknie, a to tylko dla jednej osoby.
- Która godzina?- zapytałam. Amy spojrzała na zegarek w telefonie, który zaraz schowała za siebie.
- Aaa... Tylko 17.58- uśmiechnęła się dziwacznie do mojego odbicia w lustrze. Ja zrobiłam wielkie oczy i momentalnie wybiegłam z łazienki, a ona za mną. Wręcz leciałyśmy po schodach, a na dole zobaczyłyśmy Brendę i Dylan'a popijających sobie herbatkę. No nie... Ja tu się zabijam, żeby być przed 18.00 w salonie, a ci siedzą sobie w najlepsze. Patrzyłam tak na nich kiedy nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Ja i rodzeństwo udaliśmy się do salonu, a gosposia poszła otworzyć drzwi.
- Witaj moja kochana, jak zawsze młoda Brendo!- usłyszałam znajomy głos z korytarza.
- Witam pana...- odrzekła Brenda- zapraszam do salonu, czekam tam ktoś na pana.
Wtedy Amy i Dylan stanęli wyprostowani, a ja popatrzyłam w stronę korytarza. Właśnie wtedy go zobaczyłam. Stał i mi się przyglądał.
- Matko przenajświętsza, jak ty wyrosłaś!- krzyknął tata, na co ja rzuciłam się na niego z uściskami.
- Cześć tato. Dawno cię tu nie było- powiedziała kiedy się od niego oderwałam- Poznaj proszę Amy, moją najlepszą przyjaciółkę- i jedyną- dodałam w myśli- A to jest Dylan, mój chłopak- uśmiechnęłam się, a panowie (jeśli tak to mogę ująć) podali sobie ręce.
- Dobry wieczór- powiedzieli równo, znowu, ale tym razem tylko na siebie spojrzeli.
- Miło mi was poznać- zaśmiał się tata i zwrócił się do mnie- Tak więc moja młoda solenizantko, mam dla ciebie to, o co prosiłaś.
- Co sobie zażyczyłaś?- zapytała Amy, a ja na nią spojrzałam.
- Coś z One Direction, aby pokazać to tym matołom ze szkoły- tata tylko się zaśmiał, ale wiedziałam, że był zły, że nazywam ta innych uczniów.
- No nie do końca coś...- zaczął ojciec.
- To znaczy? Nie mów, że tu przyjechali...- sama nie wierzyłam w to co przed chwilą powiedziałam.
- Nie, nie przyjechali, ani nie przyszli pieszo, żeby było jasne- uśmiechnął się- Proszę...- powiedział i podał mi do ręki białą kopertę. Powoli ją otworzyłam i zaczęłam czytać to co było na niej napisane.
- Nie wierzę!!!- krzyknęłam.

------------------------------------------------------

Ta dam...!
Jak myślicie co dostała Kayla.?
Muszę Wam powiedzieć, że mam mało Czytelników :( Mało wejść, praktycznie zero komentarzy... Nie wiem czy jest sens dalej prowadzić tego bloga, bo skoro nikt go nie czyta to po co.?
Dlatego zaczynam szantażować.!
5 komentarzy= 5 rozdział
Kama ;**

7 komentarzy:

  1. Bardzo fajny rozdział! :D Dawaj następny! <3
    CO BĘDZIE W TEJ KOPERCIE?! Niestety na razie mogę się tylko domyślać ;( Czekam z niecierpliwością na następny rozdział! :) Zapraszam też do mnie:
    http://true-directioner-forever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej, no musiałaś skończyc w takim momencie? Co to jest? Hm...może bilet na koncert? Eh, nie wiem, więc nie szantażuj nas tylko dawaj mi tu kolejny rozdział!
    I tak w ogóle to foch! Jak to mało czytelników? Zero komentarzy, hm? A ja to niby co? Nawet mi się nie zastanawiaj nad tym czy kończyc bloga bo dopiero go zaczynasz! Jeżeli już mówisz że nie masz dla kogo pisac to rób to dla mnie i już, po sprawie. A jak mi nie dodasz rozdziału za kilka dni to sama napisze z 30 komentarzy. <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, hej, hej
    Bardzo, bardzo, bardzo,bardzo przepraszam za niekomentowanie. Brak czasu, energii i możliwości naprawdę mi to utrudnia. Jak zawsze katuję cię moim: super rozdział.

    Kurczę uwielbiam główną bohaterkę. Ona jest przewspaniała. Może i jest trochę taka "ę" i "ą", ale jak mówiłam mojej koleżance, takich opowiadań, w których główna bohaterka nie jest słodką, nieśmiałą dziewczynką lub mega wulgarną dresiarą jest chyba 5 na 1.000.000.000....

    Co do prezentu to: hmmmm.....? Nie wiem, może bilety, list, autografy... No nie wiem no ( nie lubię nie wiedzieć....)

    Jeśli przestaniesz to opowiadanie ukatrupię cię i będzie to morderstwo w biały dzień ( ewentualnie pochmurny). Nawet się nie waż tak pisać....

    Pamiętaj, że pod każdym rozdziałem jest mój komentarz, nawet jeśli go nie widać. to są takie komentarze ninja. Nie ma ich ale są. Zawsze czytam tylko w różnym terminie, np. dziś musiałam przeczytać ten i poprzednie 2, bo dopiero mi się udało.

    To tyle na dziś, jestem z ciebie dumna za rozdzialik. Wielbię cię, kocham cię i w ogóle cud, miód, orzeszki.....

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział, właśnie przeczytałam wszystko i mi się b. podoba. Pliss dodaj szybko next'a

    OdpowiedzUsuń
  5. This opowiadanie is super. Normalnie się zakochałam. I jeszcze ta końcówka, przez którą chcę kolejnych rozdziałów, no kurde no

    OdpowiedzUsuń
  6. Dlaczego skoczyłaś w takim momencie? Jak mogłaś?! Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Dodaj go jak najszybciej.
    Przepraszam za krótki komentarza, ale mam dużo nauki. Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń